grzeg |
Patrycjusz |
|
|
Dołączył: 13 Lut 2006 |
Posty: 239 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
|
|
|
|
|
|
|
No, ta nasza święta wojna to nawet coś fajnego, jak ją potraktować z przymróżeniem oka, taki lokalny koloryt. A widzę to tak:
Całą sprawę kojarzę z końcem przedwojennego Śląska, który był mieszaniną narodowości kultur i wyznań (katolicy, protestanci, Żydzi). Po wojnie brutalnie i szybko zrobili z tego monolit.
Zaczęło się zjawisko hoteli robotniczych. Zjechali się zewsząd ludzie po czterech klasach podstawówki, albo i nie. Zaczęli się zjeżdżać i ludzie mądrzejsi. Ci mówili, że trzeba się nauczyć literackiego języka, że Wasserpolnisch to właściwie Wasserdeutsch, a Ślązak to takie nie wiadomo co, niedorobiony Polak. Dziś wiemy, że w dialekcie śląskim zachowało się właśnie wiele elementów staropolskich, tak jak American English bliższy jest mowie czasów Szekspira nisz dzisiejszy Brittish English. A składnia gwary jest czysto polska.
Nazwali nas Hanysami. To słowo nie pochodzi z naszej gwary. My som Ślązoki, Hanysami nazwali nas ci z hoteli robotniczych.
Stąd ta nieufność do goroli, bo przyjechali i zaczęli się rządzić, i mówić jak mówić, itd. A Altreich był najbliżej i stare podziały z czasów zaborów ciągle widoczne. |
|